Yesmer Yesmer
48
BLOG

Martyrologia polskiej oświaty

Yesmer Yesmer Polityka Obserwuj notkę 9

Ostatnie protesty nauczycieli po raz kolejny udowadniają, że Polska jest krajem gdzie ludzie po prostu nie dorośli jeszcze do normalnego i zdrowego ustroju. Fakt ten eksponują przede wszystkim wpisy rozmaitej maści pracowników (lub byłych pracowników) oświaty, które regularnie pojawiają się na salonie.

 

Oglądając wypowiedzi skrzywdzonych nauczycieli można dojść do wniosku, że im się w domach nie przelewa, bo za swoją jakże ciężą pracę dostają marne pieniądze. Problem polega jednak na tym, że gdy przyjrzeć się temu ile nauczyciel zarabia w stosunku do innych zawodów można spokojnie wysnuć wniosek, że żądania podwyżek to akt skrajnej bezczelności ze strony pedagogów. Weźmy takiego oficera policji zarabiającego tyle samo ile nauczyciel dyplomowany, czyli jakieś 1700 złotych na rękę. Kwalifikację są porównywalne, staż pracy również. To natomiast, czego się porównać nie da to czas pracy i stopień jej trudności.

 

Nauczyciel pracuje dokładnie połowę normalnego wymiaru czasu pracy. Czyli de facto jest osobą pracująca na pół typowego etatu, a zarabiająca jak osoba pracująca na cały etat. Do tego dochodzą jeszcze ferie, święta państwowe i kościelne, rekolekcje, kino w formie edukacji filmowej, dzień nauczyciela o dwumiesięcznych wakacjach nie wspominając. Typowy policjant o takich luksusach może zapomnieć. Pracuje często 24h na dobę, bo ma ciężką sprawę do rozwiązania. Przychodzi do roboty w niedzielę i w sobotę, bo naczelnik prosił. Kiedy nauczyciel jedzie na darmową wycieczkę w formie zielonej szkoły, policjant również ma zieloną szkołę tylko, że w postaci ścigania ćpających marihuanę uczniów. Do tego dochodzą cykliczne testy sprawnościowe i psychologiczne, którymi sprawdza się przydatność do pracy. Nauczyciel nie jest poddawany takim testom nigdy. Co do żadnego belfra w tym kraju nie ma pewności czy się jeszcze nadaje do pracy z młodzieżą czy nie.

 

Kontrargumenty środowiska nauczycielskiego, traktujące o klasówkach, dziennikach wypracowaniach i stresie związanym z pracą z młodzieżą, można między bajki włożyć. „Przepracowany” nauczyciel ma czas na udzielanie korepetycji, chlanie wódy z kolegami z pracy i pieczenie ciast, którymi  zbiorowo obżera się grono pedagogiczne przy byle święcie. Żeby dopełnić obrazu goryczy  polskiego ciała pedagogicznego dodać należy, że gdy zapytamy studenta np. polonistyki, czemu chce zostać nauczycielem, bredzi on o pasji i powołaniu, że jego pieniądze nie interesują. Cały czas przypominam, że 1700 za pół etatu to nie są małe pieniądze, ale przecież nie chodzi o biblijną mamonę, lecz o niesienie kaganka oświaty. Wystarczą jednak dwa-trzy lata pracy i już niegdysiejszy pedagog zdolny nawet i do wolontariatu byleby tylko kształcić młodzież, krzyczy o niesprawiedliwości i bandyckiej pensji kompletnie niedoceniającej jego wkładu pracy.

 

Genialnym acz chyba kompletnie nie zamierzonym obrazem polskiego nauczyciela, którego niekompetencja uderza do głowy niczym alkohol wypity na pusty żołądek jest wpis niejakiego toyah (http://toyah.salon24.pl/76558,index.html)  który napisał, że jest nauczycielem. Opisuje on u siebie cztery sytuacje pokazujące skrajny brak kompetencji pedagogicznych i zdrowego myślenia, ze strony pedagoga. Nauczycielka dowiaduje się, że ktoś wpisuje oceny do dziennika, a następnie sama przeprowadza śledztwo, kto. Zapewne używając form nacisku całkowicie sprzecznych z etosem pracy. Moi młodsi koledzy, którzy wciąż uczęszczają do publicznych szkół znają te metody polegające w dużej mierze, na niewybrednych sugestiach, że jeśli sprawca się nie przyzna to będzie ważna kartkóweczka z trudnego tematu, która będzie miała znaczący wpływ na ocenę końcową a której poziom z pewnością będzie proporcjonalnie trudny do determinacji pedagoga dążącego do ujawnienia sprawcy przestępstwa.

 

W drugiej sytuacji, Toyah opisuje niegrzeczną dziewczynę, która robi wszystko by z lekcji wyjść i spotkać się ze swoim chłopakiem na boisku. Nauczycielka, która nie umie sobie poradzić z jedną rozwydrzoną nastolatką zwyczajnie wyrzuca ją za każdym razem z klasy. Czyli de facto łamie prawo, gdyż ponosi odpowiedzialność za każdego ucznia. Za to jej w końcu płacą te 1700 za pół etatu, żeby siedziała, wykładała i pilnowała powierzonych jej pieczy pociech. Retoryczne pytanie padające na końcu akapitu po tym, gdy dochodzi do tragedii, gdy wyrzucone z klasy dziecko wpada pod samochód dowodzi nie tylko niekompetencji owego pedagoga, ale także nauczyciela, który to pytanie zadaje. Bo to nauczyciel ponosi odpowiedzialność za ucznia. A uczeń ma prawo być debilem i głupkiem, bo to jest przyrodzona cecha każdego młodego człowieka.

 

W trzeciej historii mamy do czynienia z dilerem i z kolejnym samozwańczym brudnym Hardym polskiej oświaty, który zamiast o fakcie przestępstwa powiadomić organy ścigania sam bawi się w oficera śledczego i próbuje dokonać przeszukania w mieniu ucznia. Następnie jak na kompletnego ignoranta przystało rezygnuje z obecności świadków w postaci klasy i karnie prowadzi ucznia do dyrektora, by tam spisać protokół. O policji ani słowa. Czy trudno się dziwić rodzicom, którzy twierdzą, że nauczyciel podłożyć ich dziecku narkotyki? Skoro jest na tyle głupi, że chce sam złapać dilera i potem chwalić się swoimi osiągnięciami na polu walki z narkotykami w szkole, to można też uznać, że sam tego dilera stworzył.

 

I na koniec toyah opisuje sytuację czwartą pisząc już o sobie. Na Boga, nauczyciel wchodzi do klasy i nie jest w stanie zwrócić uwagi uczniów, z którymi ma prowadzić zastępstwo. Co z niego za nauczyciel? Gdzie są te lata studiów, kursów pedagogicznych te całe lata nauki, które rzekomo mają uprawniać do pobierania wysokich apanaży za swoją pracę? Gdzie te zdobyte kompetencje, skoro belfer nie jest w stanie zwrócić na siebie uwagi trzydziestu osób? Kim jest pedagog, który wchodzi do klasy i spotyka się z brakiem jakiejkolwiek reakcji? Z całą pewnością nie jest pedagogiem. Ja znam nauczycieli, którzy wchodzą do klasy i nie podnoszą nawet głosu. Po prostu potrafią tak pracować z uczniami, że Ci jeszcze na przerwie siedzą i proszą, żeby nauczyciel skończył to, co mówił. Znam polonistkę, do której na każdym jej dyżurze korytarzowym ustawiała się kolejka uczniów by spijać słowa z jej ust, albo po prostu pogadać o własnych problemach. I w życiu nie słyszałem by skarżyła się na to ile zarabia.

 

Ten obraz polskiego ciała pedagogicznego stworzony przez Toyah doskonale ilustruje protestujących nauczycieli będących kwintesencją braku kompetencji ignoranctwa i jakichkolwiek zdolności pedagogicznych. To komunistyczne myślenie, że każdemu należy się podwyżka. Nie ważne, czy jest dobry w tym, co robi czy jest beznadziejny.


To, co zabija polska oświatę to nie są źli uczniowie, złe reformy, złe kanony czy zły minister edukacji. Polską oświatę mordują sami jej pracownicy, którzy miast konkurować ze sobą solidaryzują się i chcą podwyżek dla wszystkich.

Yesmer
O mnie Yesmer

kiedyś młody lewicujący krzykacz, głosujący na Platformę i SLD. Dzisiaj zwolennik dobrej zmiany i konserwatyzmu. Apologeta religii i Boga jako czynników niezbędnych w funkcjonowaniu człowieka. Specjalista od bezpieczeństwa kulturowego i religijnego.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka